FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 VX'em na Bałkany - Bośnia i północna Dalmacja - 2013 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
griba




Dołączył: 30 Maj 2007
Posty: 2619
Przeczytał: 11 tematów

Pomógł: 62 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdynia

PostWysłany: Pon 14:16, 30 Wrz 2013 Powrót do góry

Griba napisał:
Poniżej link do relacji all-in-one. Znajdziecie tam to samo co w tym poście, ale w lepszej oprawie.

[link widoczny dla zalogowanych]

Cześć!

Spostrzegawczy użytkownicy forum być może zauważyli moją chwilową absencję na forum VX 800.

Jej powodem był wyjazd VX'em na Bałkany. Wczoraj po 9 dniach motocyklowej włóczęgi wróciłem wieczorem do Gdyni. Wink

Moimi kompanami podróży byli Flinster (VX) i Misiek (Africa).

Trasa obejmowała tranzyt przez Polskę i Słowację. Do największych atrakcji należy zaliczyć przejazd przez Bośnie i Hercegowinę (trasa Banja Luka - Jajce - Bosanski Petrovac - Bosansko Grahovo) oraz zwiedzanie okolic Splitu (nasza baza wypadowa znajdowała się w Primosten), a także powrót przez Góry Dynarskie w Chorwacji (droga wiodła szosami nr 56 i 27, a następnie nr 1 przez teren rezerwatu Plitvickie Jezera, a dalej do granicy z Węgrami jechaliśmy obierając kierunek na Barcs). Dodatkowo zaliczyliśmy przejazd wzdłuż Balatonu.

Czasu było jak zawsze za mało - raptem 9 dni na całość to jednak trochę za krótko.

Przejechany dystans do celu wraz z wycieczkami na miejscu to razem 3 975 km, czyli nie za dużo. Ale wrażeń mnóstwo - intensywność doznań podczas tej podróży była w mojej ocenie niezwykle wysoka. Wink

Zwiedzania oczywiście jak zawsze było mało, za to dużo jazdy, jazdy i jeszcze raz jazdy! A do tego należy jeszcze dorzucić zimne piwo nad brzegiem przepięknego, ciepłego Adriatyku. Wink


***** RELACJA *****

DZIEŃ 0 (20.09.2013, piątek)

Dzień 0 jak to dzień 0. Papiery miałem już ogarnięte wcześniej, assistance i zielona karta (niezbędna na przejściu granicznym BiH) już dawno wyrobione.
Spotkanie organizacyjne przerobiliśmy w poprzednim tygodniu. Wszytko jest więc jasne. Maszyna w ciągłej eksploatacji, więc co tu było kręcić.
Wacha zalana była wczoraj, czy przedwczoraj chyba.

Pakowanie i ostatnie przygotowania trwały od dnia -1. Jak zawsze towarzyszyły im uczucia, że czegoś zapomniałem uwzględnić lub zabrać.
W dzień 0 mam wolne, kręcę się zatem pomiędzy chałupą a garażem i upakowuje na nowo kufry, co by wszystko się ładnie zmieściło.
Postanawiam zabrać ochraniacze na kolana, co jak się okazuje jest strzałem w dziesiątkę.
Do centralnego idzie to co będzie potrzebne pod ręką - kombinezon przeciw-deszczowy, śpiwór, trochę żarcia, kuchenka, olej klucze płaskie.
Pozostałe części jadą w zadupku i pod siodłem (tak na oko to prawie cały warsztat i połowa VX'a Wink).

W boczne wchodzą wakuometry, ciuchy i trochę (nawet dużo) żarcia - tak na rozruch - zostało mi jeszcze z wypadu samochodem.
Do tankbag'a mapy, czołówka, czapka, rękawice na zmianę, skarpety, szalik, koszulka. Szczoteczka i pasta do zębów też - to podstawa.
No i jakieś drobiazgi.

W końcu wieczór. Ustawiam się ostatecznie z chłopakami. U nich też wszystko ogarnięte.
Ustalamy start na 6h ze stacji przy Matarni (tam gdzie zawsze, gdy trasa na południe).
Pożegnanie przy kawie z rodzicami i siostrą, potem do domku. Przybijamy z Marta gwoździa przed TV oglądając Riddicka. Wink
W międzyczasie robię jeszcze górę kanapek na drogę, co by na pierwszy dzień nie zawracać sobie tym dupy na postojach.
Kładę się koło północy, a i tak spać oczywiście nie mogę.


DZIEŃ 1 (21.09.2013, sobota)

Jakoś tam trochę kimam, żeby koło 4.30h budzik wyrwał mnie z pół snu. Wstać, wstawać! Śniadanie (już zrobione wczoraj), herba, pakuję kanapkensy z lodówki do plecara.
Ciuchy, pożegnanie z Martusią i dymam do garażu. Wbijam się w chomąto, na razie wersja na średnio cieple dni - najwyżej potem się coś dołoży.
Przerzucam rzeczy z plecaka do tankbaga, podłączam navi. Sprawdzam stan licznika.

Stan licznika: garaż, 45 518 km.

Czas upływa zajebiście szybko. Odpalam maszinu, zamykam garaż i szpula na obwodnicę.

Na stacji przy Matarni jestem 6.15h. Chłopaki czekają gotowe. Jest dość rześko. Ale nic nie zmieniam w moim rynsztunku.
Zatyczki w uszy i walimy po chwili na A1. Inwestycja za 29,90 zł daje nam dobry start.
Pojawia się Słońce i jest całkiem znośnie. Lecimy leniwe 110-120, czasem 130 - tak na 5,5k obr/min (Africa ma podobne obroty) - mamy przecież czas.
Jest to tym samym program bardzo ekonomiczny jeżeli chodzi o spalanie (wachy i oleju Wink). No i nie trzeba za bardzo z wiatrem walczyć. Same plusy dodatnie. Wink

Zatrzymujemy się przed Włocławkiem, gdzie robimy I tego dnia, krótki postój połączony z 1. tankowaniem.
Docieplamy się, bo jednak chłodzenie okazało się dość znaczne, mimo tych 15 czy tam 20 stopni obecnych na termometrze.
Lecimy dalej. Mijamy Włocławek. Za Kowalami znów autostrada - póki co bezpłatna. Dzięki niej odpada Zgierz i inne wiochy przed Łodzią.
Miasto robimy bez większych problemu, nazwijmy wybraną drogę lewą stroną. Po chwili zaczyna się gierkówka. Suniemy równo 90-110km/h.

II postój wypada przed Częstochową, gdzie tankujemy po raz 2. Obok parking - jest nawet ławeczka - cud to jakiś, bo w PL takie ławeczki na stacjach to towar deficytowy.
Postój i szama. Póki co wpier.alamy kanapkesny. Jak się potem okazało mieliśmy tego tyle, że chyba ostatnie to w BiH wykończyliśmy. Wink
Do tego herbata lub kawa z palnika - kto co lubi, co kto woli. Ciśniemy dalej. Słońce jest, ale temperatura osiąga maksymalnie ze 20 stopni.

III postój, nie za długi i 3. tankowanie wypada na stacji w Żywcu. Flinster poprawia mocowanie lag. Coś mu tam szumi. Nie wiemy na razie co.
W końcu Zwardoń i jesteśmy na Słowacji. Wreszcie coś zaczyna się dziać. Górki, winkle.
Potem Cadca i trzeba zwolnić, może być radarska kontrola, a potem "pane, pane, rychlost to je wielki problem u nas, dawajta 50 EUR".
Grzecznie przesuwamy się w dół mapy Europy. Robi się coraz zimniej z racji zachodzącego Słońca oraz okolicy - jesteśmy jakby nie patrzeć w górach.

IV postój tego dnia przeznaczamy na herbatę i batona. Robimy go zaraz przy mieście Martin (SK).
Omyłkowo skręcam na górską drogę, taki skrót do Bańskiej Bystrzycy (SK). Czemu tak szybko robi się ciemno...
Piękne winkle, ale po ciemku, co skutecznie uniemożliwia nam w pełni wykorzystać możliwości naszych maszyn.
W końcu znów na krajówce. Osiągamy Sahy i ciśniemy dalej przez Węgry. Dobrze znam tę drogę - po chwili rondo, w prawo i stacja.

Tam V postój i 4. tankowanie właśnie na tej stacji. Było to w Retsag (przed Vac) (H). Od razu kupujemy winiety (za motocykl to 1470HUF na 10 dni).
O 22.30h po kilku ciekawych winklach osiągamy cel, jest to kolejna w tej okolicy, dobrze mi znana, stacja przy God (za Vac) (H). Meldujemy się swoim bliskim.
Potem micha, do tego po grzdylu żołądkowej. Jest nawet dość ciepło - wieczorem było chyba około 10 stopni.
W oddali światła Budapesztu robią na nas imponujące wrażenie. Stacja wydaje się spokojna. Nie ma cyganów, można spać.
Motocykle ustawiamy rzędem przy krawężniku, karimaty na glebę na trawniku i lulu przy maszynach.

Trasa: 953 km, 16h 15 minut, [link widoczny dla zalogowanych].


DZIEŃ 2 (22.09.2013, niedziela)

Budzimy się około 5h. Jest 6,5 stopnia - mówi nam termometr zainstalowany na Afryce. To nie problem, gorzej, że wszystko w rosie.
No nic. Hierbatka. Robi się nam cieplej. Jest już jasno, odpalamy maszyny i po chwili jest 7h, a my dalej jazda. Trzeba szybko przeskoczyć Budapeszt.
Udaje się nam to bez problemu. Raz, że w sumie znam już na pamięć drogę na południe, dwa, nawigacja jest (ty razem) bezbłędna.

I postój tego dnia i szama wypadają nam na parkingu na M5 za Budapesztem (H).
Ładne te parkingi, ale w toaletach informacja o złodziejach (prawdopodobnie chodzi o szajki cyganów węgierskich).
Wyjeb.ny plakat w kiblu przedstawia jak działają, okradając zatrzymujących się na stacjach i parkingach.
Do tego znaki ostrzegawcze przed wjazdem na parking. No ładnie!
Przy okazji zaliczamy mały serwis - u Flinstera coś tam nadal trze. To chyba osłona na dole błotnika, zdejmuje ją całkowicie.
A Misiek wywala nadmiar odważników - nowe opony założył, ale nie zdążył wyważyć kół.

Lecimy dalej autostradą M6 na południe. Pogoda w miarę się klaruje, Słońce ładnie świeci. Sama trasa to w sumie nuda. Krajobrazy bez szału.
W oddali miasteczka, górki, pola. II krótki postój na parkingu na M60 przed Pecs (H).
Wkrótce zjeżdżamy na krajówkę biegnącą w kierunu Cro. III, krótki postój i 5. tankowanie.
Jest jaki taki poziom, dolewka oleju 0,15l. Jesteśmy w okolicy Harkany na drodze nr 58 (H).
Przelatujemy przez granicę. Kontrola. Zaczyna się Chorwacja. Na razie widoki takie sobie. Trochę górek. Mały ruch, a drogi w doskonałej kondycji.
Robimy postój na parkingu obok jakiejś fabryki. Postanawiamy jednogłośnie rozłożyć trasę do celu na 3, a nie 2 dni.
Tempo okazało się trochę za duże - cisnąć dalej nie obejrzymy dokładnie BiH.
Jest dość ciepło - z tego co pamiętam uczciwe 21-22 stopnie. Szama. Potem odsypiamy krótką, zimną noc. Zajmuje to nam 2-3 godzinki. Ogólny wypas.

Ruszamy dalej. Wkrótce miasteczko Slavonski Brod. Spory ruch graniczny, na przejazd przez granicę czekamy dobrych kilka minut.
No i jesteśmy W Bośni i Hercegowinie. Początkowo trasa bez szału. Dojedżamy do Banja Luki.
Po chwilowym zamieszaniu tniemy obwodową miasta. Na szczęście bezpłatna, chodź są jakieś budki (zwykle w Bośni płaci się przed przejechaniem takiego odcinka z góry).
IV postój tego dnia i 6. tankowanie robimy na stacji pod koniec owej obwodnicy przed samą Banja Luką (BiH).
Po chwili ruszamy dalej. No i zaczyna się piękna górska droga. Wielki kanion, po lewej rzeka. Tylko, że nagle pstryk, robi się ciemno!
To jednak już jakie takie południe. Nie ma wieczornej szarówki jak u nas, po prostu nagle zapada mrok, tak jakby ktoś wyłączył światło.

Rozpoczynamy poszukiwania miejsca na nocleg. Jesteśmy już blisko miasta Jajce (BiH).
W końcu bezpośrednio przy drodze natrafiamy na dość dużą stację z dobrze oświetlonym prakingiem.
Mamy dopiero godzinę 20.30, a poza stacją jest ciemno jak w dup.e. Kuchenka w ruch i micha. Na deser chłopaki grzeją na silnikach kupione na stacji piwo. Wink
Przy tej okazji przez chwilę rozmawiamy z wracają z rajdu off-road ludźmi. Spodobał im się nasz sposób podgrzewania.
Mniej więcej o 22h przygotowujemy nasze koczowisko i kima.

Trasa: 571 km, 12h 30 minut, [link widoczny dla zalogowanych].


DZIEŃ 3 (23.09.2013, poniedziałek)

Wstajemy koło 6h. Jak by nie patrzeć budzi nas zimno. 4,7 stopnia, ale odczuwalna była dużo poniżej jak sądzę. Wilgoć jest, ale mniejsza niż na Węgrzech.
Może z racji spania na asfalcie a nie w trawie, rosa nie atakuje naszych śpiworów.
Poranna gimnastyka dla rozgrzewki, kawa, herbata do wyboru. Do tego po batonie i w drogę, około 7h, kiedy jest już wystarczająco jasno.
Droga ciekawa, ale lekka mgła nie pozwala za bardzo cieszyć się widokami.

I krótki potój na foty, gdzieś na drodze. Po chwili Jajce (BiH) i II krótki postój, walimy fotki zameczku na górce. Fajna sprawa! Wszystko niestety nadal lekko zamglone.
Po posiłku lecimy dalej. W końcu zza chmur wychodzi Słońce i mgła znika. Robi się całkiem przyjemnie.
No to czas na III, dłuższy postój i michę przy stacji w okolicy Mrkonjić Grad (za Jajce) (BiH).
IV i V postój gdzieś w trasie - piękne widoki, pykamy foty. Droga super, dość szeroka, winkle, zakręty, asfalt doskonały, ruch minimalny.
IV postój i 7. tankowanie, także dolewka oleju 0,15l, wypadają w Bosansko Grahovo (przed granicą z HR) (BiH).
W końcu przekraczamy granicę i znów jesteśmy w Chorwacji. Kontrola dość szczegółowa – żądają dowodów rejestracyjnych. Po przekroczeniu granicy robimy V krótki postój.
Jest naprawdę ciepło! Coś ze 23-24 stopnie. Zrzucamy nadmiar ciuchów. Dogania nas grupa motocyklistów. Inni w tym samym czasie przekraczają przejście w drugą stronę.

Ci podążający za nami machali i pozdrawiali nas. A wjeżdżający ni cholery, buce jakieś, że ja cię pierd.lę!
Wcześniej w BiH to prawie nie widzieliśmy innych, może z wyjątkiem jakiś lokalersów? Czyli ktoś tam jeszcze oprócz nas jeździł we wrześniu. Wink
Wogóle ciekawa sprawa, na przykład w Chorwacji lokalersi zazwyczaj się nie pozdrawiają.
Są to praktycznie, jeżeli mogę się tak wyrazić, sami trampkarze na motocyklach mocno plastikowych (nie obrażając nikogo), ostro dający w manetkę i łamiący wszelkie możliwe zakazy. Wink
Za to turystyczni z różnych zakątków Europy zazwyczaj pozdrawiają się na drodze.

Ruszamy dalej. Droga nadal malownicza. Na chwilę wjeżdżamy do Knin i robimy VI krótki postój.
Nadmienię, że ów Knin to coś jak Gniezno dla Polaków. Szybko postanawiamy kolektywnie, żeby olać tutejsze atrakcje.
Ah, ta jednomyślność, która wyrażała się podczas wyjazdu również w innych aspektach naszej kooperacji, przykładowo: "- Ile kupujesz piw na dziś wieczór?", "- Dziś tylko cztery.", "- Dobra ja też wezmę cztery!". Smile).
Ruszamy dalej nie zapuszczając się zbyt głęboko do centrum.

Po chwili Drnis i znów VII już krótki postój - widoki nie pozwalają przejechać obojętnie. Rozmawiam trochę z czekającym na parkingu Chorwatem.
Bardzo sympatyczny gość! Głównie dopytuje się o nasze motocykle. No i dzięki niemu mamy razem zdjęcie. Ruszamy dalej.
Nasza meta to kemping Barinica zaraz przed Primosten. No i w końcu o 15.30h jesteśmy wreszcie na miejscu!

Metę znalazłem w Internecie ([link widoczny dla zalogowanych]). Właścicielem jest Robert, który prowadzi go z rodzicami.
Oprócz tego nieopodal Primosten posiada kilka apartamentów.

No i tu należałoby wspomnieć, że jest to niesamowicie przyjazny człowiek.
Już to, że błyskawicznie odpisał na moje mailowe zapytanie co do miejsc na kempingu, dało mi do myślenia.
Zaraz przybiega do nas z krzesełkami i stolikiem. Daję młotek, żebyśmy mogli dobrze zakotwiczyć nasze namioty.
Porozmawialiśmy sobie trochę. Robert całkiem dobrze mówił po Polsku - nie można było przez to za dużo poćwiczyć angola. Wink
Skąd jesteście, dokąd jedziecie? Też jeździłem motocyklem, ale miałem dwa wypadki! Dwa motocykle mi ukradli - w tym jeden podczas wojny w 1991.
Tu macie lodówkę, ale płatną, dajcie do nas do recepcji, nic nie płacicie. Chcesz kupić nową butlę Campingaz? Po co, moi rodzice zagotują wodę, przynieście menażkę.
Powtarza przy tym: "- Ne ma problema! Ne ma problema!". I widać w tym serdeczność, a uśmiech nie znika z jego twarzy. Tak samo sympatyczni są jego rodzice.
Starsi nieco ludzie mieszkali w recepcji na kempingu. Prawie codziennie starsza Pani szła złowić coś na obiad. Ot tak wyciągała z wody na przynętę np. kalmara. Wink
Oboje krzątali się po kempingu dbając o infrastrukturę - trzeba przyznać, że toalety lśniły czystością!
Oczywiście Robert w stosunku do innych gości był również bardzo pomocny i serdeczny, chodź wydaje mi się, że z nami jakby nieco więcej rozmawiał niż z innymi.
Po rozstawieniu namiotów i przebraniu się w lżejsze ciuchy (ochraniacze nadały się jak ulał na taką pogodę) ruszamy do sklepu po zaopatrzenie.
Po drodze zjeżdżamy na miejscowość zaraz za kempingiem. Rozmawiamy z napotkanym starszym panem. Szybki kurs chorwackiego – „Nema trgovine, dalje, dalje! Ale nema problema!”.
Po zaopatrzeniu się głównie w browary wracamy na kemping. Ustawiamy maszyny, zrzucamy chomąta, otwieramy browary, no i hop do morza. Wink
Daleko nie mamy, raptem kilka kroków od namiotu są schodki prowadzące na kamienną, skałkową plaże. Po prostu rewelacja! Ładne podejście do wody, a jeżowców nie jest zbyt wiele. No i od razu odpowiednia głębokość, a woda przejrzysta jak kryształ, o temperaturze pewnie sporo powyżej 20 stopni.
Szybko zapada wieczór, zatem szama, a potem uczciwie opijamy nasze szczęśliwe przybycie do Chorwacji. Zmęczeni nieco, kładziemy się dość szybko lulu.

Trasa: 258 km, 8h 30 minut, [link widoczny dla zalogowanych].


DZIEŃ 4 (24.09.2013, wtorek)

Mimo ogólnego zmęczenia budzimy się dość wcześnie. Troszkę zamuleni po wczorajszym melanżu nad brzegiem morza. Wink
Śniadanie. Postanawiamy ruszyć na wycieczkę. Mocuję kamerę na gmolach - coś nowego - i ruszamy.
Wyjazd z kempingu to jest niezła stromizna. Zacząłem mocno wątpić, czy zmiana dyfra na dłuższy to na pewno dobry pomysł. Wink

Okazuje się, że trochę fajnych winkli jest zaraz za naszym kempingiem na drodze do Primosten. Przy zjeździe na Rogoznice jest stacja - zaliczamy 8. tankowanie.
Chłopaki się skarża, że Wujek (czyli ja) za bardzo zapierdal.m na zakrętach. Wink Nema problema! Trochę luzujemy tempo.
Są przecież wakacje i mamy czas, a zakrętów przed nami jeszcze sporo. Wink

Wycieczka w kierunku południowo-zachodnim zakładała dojazd do Omis. Następnie pojechaliśmy kawałek wzdłuż znajdującego się tam kanionu.
Potem zawróciliśmy na główną drogę i wbiliśmy się na górską trasę do Gata, dalej obraliśmy kierunek na Zrnovnica i ostatecznie zjechaliśmy na obwodnicę Splitu. To był niesamowita trasa!
Polecieliśmy do Trogiru, podziwiając jego panoramę z trasy, a potem przejechaliśmy obok głównej bramy przy murach. Zwiedzanie? E, tam! Wink

Następnie zjechaliśmy na wyspę Rogoznica i szybciutko objechaliśmy ją dookoła. Po drodze zaliczyliśmy sklep (trzeba było uzupełnić zapasy), a na koniec wycieczki pyknęliśmy sobie foty z panoramą Primosten.
Na kempingu kolacja – podczas wyjazdu okazało się, że Flinster nie dość, że silnik złoży i rozłoży to jeszcze obiad z niczego zajebisty ugotuje! Jesteśmy z Miśkiem pełni podziwu, dla jego zdolności kulinarnych!
Makaron z sosem, parówkami, pomidorami i cebulą oraz zimne Karlovacko, a do tego wszystkiego zaraz u stóp widok na Adriatyk - mało co smakuje lepiej. Wink

Potem, przy okazji gotowania wody na recepcji, ustaliliśmy ze starszą Panią, matką właściciela kempingu, że Flinster "to je nas kuhar". Sie wie. Wink

Po kolacji to co zwykle w takich okolicznościach, czyli melanż - tym razem nieco dłuższy niż poprzedniego dnia. Wink

Trasa: 181 km, prawie cały dzień Wink, [link widoczny dla zalogowanych].


DZIEŃ 5 (25.09.2013, środa)

Tego dnia po zjedzeniu śniadania postanawiamy złapać trochę oddechu i ustalamy, że dziś robimy wycieczki tylko po okolicy.
Wracamy do Rogoznicy, i jedziemy nad małe jeziorko, zlokalizowane poza wyspą obok mariny.
Jeziorko jest dość ciekawą sprawą, bo powstało z przesączającej się morskiej wody. Do tego jest bardzo malowniczo zlokalizowane (jak większość rzeczy tutaj Wink).

Potem zahaczamy Primosten, obchodzimy kawałek miasteczka z buta, następnie po zakupach drobnych prezentów leżakujemy na plaży.
Ja po chwili nawiązuję kontakt z kumplem Marty z pracy, który pływa po Adriatyku na czarterze. Zrywam się i jadę na spotkanie.
Akurat dziś Andrzej cumuje w marinie obok. Mam okazję zwiedzić piękny pełnomorski jacht. No cudo po prostu!
Po spiciu kawy z sympatyczną załogą ruszam z mariny. Co ciekawe mam pasażera Wink.
Krzysztof, którego wiozłem, w latach 80 podróżował motocyklem po Rumuni, Bułgarii i innych państwach bloku socjalistycznego. Nasza wyprawa do Chorwacji przy jego przeżyciach to małe miki. Wink
Nie ma obecnie motocykla i zgadaliśmy się na taką krótką przejażdżkę. Ponieważ marina była zaledwie kilka km oddalona od miasteczka to nema problema!
Zanim reszta załogi dojeżdża z mariny do Primosten autobusem, udaje się nam zgrzać szluga i trochę pogadać. Żegnam się ze wszystkimi i wracam do chłopaków na kemping.

Na kempingu wieczorem jak zwykle melanż. Dziś imprezujemy z naszymi sąsiadkami. Sympatyczne dziewczyny - Ester i Nina są z Niemiec. Po skończeniu studiów postanowiły udać się na 6 tygodniową włóczęgę pożyczonym, starym kamperem. Jest to klasyka sama w sobie - Mercedes na wolno ssącym dieslu - wzbudza w nas zachwyt (chyba nawet większy niż same właścicielki Smile).
Testuje razem „Domaczi Vino”, które właściciel kempingu z rodzicami wyrabia z własnych winogron. No i pitolimy o różnych takich tam.
Misiek gaśnie pierwszy, my wkrótce po nim po zniszczeniu wszystkich posiadanych zapasów alkoholu zalegamy w swoich namiocikach.
Możecie mi wierzyć lub nie, żeby nie było - każdy u siebie, a dziewczyny w kamperze. Wink

Trasa: około 40 km, prawie pół dnia Wink, [link widoczny dla zalogowanych].


DZIEŃ 6 (26.09.2013, czwartek)

Wino okazuje się genialnym trunkiem, daję niezłą fazę, a następnego dnia nie ma po nim prawie żadnego kaca!
Dziś jest dzień serwisowy. Szumy u Flinstera nasiliły się. W końcu diagnoza pada na nowy -stary ślimak.
U Miśka rutynowe sprawdzenie świec. Potem chłopaki robią synchro. Jest gitara! Ja tym razem powstrzymuję się od grzebania. Wink
Dziewczyny żegnają się z nami i opuszczają kemping. A z nas to pipy kompletne, nawet zdjęcia sobie razem (z Mercedesem) nie zrobiliśmy! Wink

W końcu ruszamy w trasę. Dziś na początek planujemy zaliczyć jakieś szutry, których jest tu całkiem sporo - tak wynika z mapki okolicznych szlaków rowerowych.
Otrzymaliśmy ją na początku naszego pobytu.
Flinsterowi udaje się znaleźć szutrową drogę odbijającą przy Primosten z głównej magistrali stromo w górę. No nic, ciśniemy.
Jest fajnie, ale jednak cykor mnie oblatuje chwilami. Flinster zapierd.la, Misiek z racji doświadczenia na enduro i posiadanego sprzętu praktycznie leci nad drogą!
Ja trochę wolniej, ale jakoś tam się turlam. Wink Po chwili wypadamy na asfaltówkę. W dole niesamowicie kręta droga. Jednak nie mamy wystarczająco dużo czasu, żeby ją obkminić.

Chłopaki chcą na plażę i trochę odpocząć, a ja mam jeszcze plan skoczyć na wyspę Muter i odwiedzić stare śmiecie.
Zaliczamy wspólnie jeszcze jedną szutrówkę i rozstajemy się. Ja lecę na Murter. Na wyspę prowadzi fajny mostek. Widoki w tej okolicy całkiem, całkiem. Po zaliczeniu miasteczka Muter udaję się nad Vransko Jezero.
W skrócie napiszę, że jest to taki chorwacki Balaton. Wink Tu jadę wzdłuż brzegu początkowo asfaltową dróżką. Ale na skrzyżowaniu asfaltówka zmienia się nagle w szutrową drogę.
Jechać, nie jechać? A, dobra jadę. Ha, zatem znów trochę emocji. Jadę, jadę, jadę i nic. Żywej duszy nie widać.
Robota idzie lepiej niż parę godzin temu. Ale wolno, bardzo wolno. Ile jeszcze zostało do przejechania zanim znów pojawi się asfalt?
Pojawiają się głupie myśli - a jak się wypierd.lę, i mnie VX przygniecie tak, że nawet po słuchawkę nie dam rady sięgnąć, to co wtedy?
Zgnijemy tu razem na tym szutrze ja i on.

Po jakimś czasie spotykam kilku ludzi stojących przy samochodzie. Jak daleko do asfaltu pytam? „- Da, da, magistrala je 1 km.”. Ok, to gitara, przepuszczają mnie (dość wąsko było) i turlam się dalej.
No i jest magistrala, a na niej asfalt - mała rzecz a cieszy! Daję w manetkę i po chwili jestem na opłotkach Pirovac.
Odwiedzam kemping, gdzie 9 lat temu spędziłem kilka dni z Martą. Ho, ho, trochę się tu pozmieniało od tego czasu.

Wracam na główną drogę i jazda! Po około 1,5h na kempingu. Po drodze zaliczyłem jeszcze zakupy.
Micha, a potem - zgadnijcie co? - melanż! Jutro co prawda wyjazd, ale co tam.
Ponieważ, co już organoleptycznie ustaliliśmy dzień wcześniej, wino nie dawało efektów ubocznych, daliśmy ostro w palnik.
Było wesoło, oj wesoło. Zielona noc pełną gębą, ot co!

Trasa: około 183 km, prawie cały dzień Wink, [link widoczny dla zalogowanych].


DZIEŃ 7 (27.09.2013, piątek)

Budzimy się w miarę wcześnie. Powoli pakujemy klamoty. Nie chcę nam się wyjeżdżać, oj jak bardzo nie chcę! Ostatnia tutaj kąpiel w morzu (i pod prysznicem).
Ubieramy chomąta, żegnamy się z Robertem i jego rodzicami. Wspólne foto. W końcu ruszamy około 12h. Stan licznika: 47712 km.
Pogoda dziś za chmurką co akurat nas cieszy, bo nie ma skwaru.

I króciutki postój to tylko 9. tankowanie, na stacji przed Sibenik.

II krótki postój robimy w Skradin, pamiątkowe fotki przy moście. Jadąc tam zaliczamy piękne winkle.
Droga coraz fajniejsza, w oddali i wokół nas Góry Dynarskie, widoki jak fototapeta, do tego niesamowite zakręty, podjazdy, zjazdy. No po prostu poezja!
III krótki postój wypada nam gdzieś w okolicach Benkovac na drodze nr 27 (HR).

Robi się słonecznie. IV nieco dłuższy postój, w niesamowitej miejscowości Obrovac, droga nr 27 (HR).Obalamy po browarku, oczywiście to je ne alkoholne pivo. Wink
V krótki postój na foty zaraz za miasteczkiem, piękna rzeka z lazurową woda płynąca w głębokim kanionie, nie pozwala nam przejechać obojętnie.

Potem to samo co pomiędzy II i III tylko x5. Wink

Zjeżdżamy na drogę krajową nr 1. Po chwili pogoda nieco się psuje. Robi się szaro i chłodno. Deszcz póki co nie pada.
VI krótki postój robimy przed Plitvickie Jezera, przy charakterystycznym zajeździe Winetou.

VII krótki postój i 10. tankowanie przed Plitvickie Jezera, stacja na drodze nr 1 (HR), przy tej okazji dolewka oleju 0,2l.
VIII krótki postój gdzieś na trasie nr 1.
VIII dłuższy postój i szama gdzieś przed Sisak na małej stacji. Jest dość chłodno. Krajobrazy górskie ustąpiły nizinnym, chodź zdarzają się pagórki i zakręty.
Małe wioski przy tej aurze sprawiają przygnębiające wrażenie. Szaro, pusto i głucho.
Po iluś tam jeszcze zrobionych km zaczyna kropić się deszcz. Wskakujemy w ciuchy przeciwdeszczowe. Jest ciemno, mokro i zimno. Wzmagamy naszą czujność na drodze o ile jest to jeszcze możliwe.
Co gorsza wpadamy w ciąg wioch i remontowanych odcinków asfaltu. Tak więc jedzie się dość słabo. IX postój przy autostradzie, krótka dyskusja co dalej, czy jedziemy, czy śpimy.
Mam upatrzoną stację na krótkim fragmencie autostrady, który pasuję nam zrobić, żeby ładnie wybić się na miasteczko Kutina (HR), które leży na naszej trasie do granicy z Węgrami.
Decydujemy, że walimy na autostradę. Stacja była na mapie mojej i Flinstera (dwa różne atlasy). Na autostradzie też była, tyle, że zamknięta na głucho tzn. nie czynna!
Co za cholera! Wypadamy następnym zjazdem przed Kutiną (HR). Na bramkach fajny, rozmowny gość. Bez przekonania szukamy miejscówki na postój i szamę.
Nadal trochę kropi, ale zasadniczo deszcz ustąpił. Przemieszczamy się w kierunku widocznych nieopodal świateł.
Okazuje się, ze to jest początek miasta Kutina (HR) i po prawej znajduje się mała stacja, a po lewej market. Walimy na parking przy markecie. Ruch mały, zresztą zaraz zamykają.
Deszcz ostatecznie się uspokoił. Szamy chyba nawet nie robiliśmy, przygotowujemy obozowisko i kładziemy się lulu. Po pewnym czasie, pewnie koło 24h, na parkingu wyłączają nawet światło - zupełnie jak na zamówienie.

Trasa: 398 km, 11h, [link widoczny dla zalogowanych].


DZIEŃ 8 (28.09.2013, sobota)

Jest dość chłodno, chodź na termometrze było chyba około 10 stopni? Nie pamiętam już. Na stacji ciągły ruch, hałasy. Słabo przez to śpimy. W końcu szarówka.
Startujemy około 5.30h. Pierwszy postój i 11. tankowanie robimy w okolicach Vitrovica (HR). To już prawie granica.
Tutaj szama przy stoliczkach zamkniętego baru (jest przed 8h). Przekraczamy granicę bez problemów.
I po Chorwackiej i po Węgierskiej stronie dokumenty sprawdzają młode, ładne dziewczyny. Chłopakom o mało głowy się nie urywają od odkręcania. Wink
Lecimy węgierską krajówką. Trasa w miarę, droga szeroka, asfalt jako taki, chodź gorszy niż w Chorwacji.
W końcu autostrada M7 i II krótki postój, który robimy na stacji. Jesteśmy praktycznie na początku (lub końcu jak kto woli) Balatonu (H).
Wychodzi Słońce. Robi się przyjemnie, chodź nadal dość chłodno. III krótki postój robimy nad samym Balatonem.
Fotki pyknęliśmy w jakiejś miejscowości do której na chybił trafił zjeżdżamy z autostrady. Zwiedzamy coś jeszcze? Nieee! Na banę i jazda do domu!
IV krótki postój i 12. tankowanie wypada na M7 gdzieś przed Budapesztem (H). W miarę szybko (mimo chwilowo zwieszonej navi) przeskakujemy miasto.
Dzida do granicy póki jasno i jest pogoda. V dłuższy postój i szamę robimy na nieczynnej stacji zaraz za dawnym przejściem granicznym w Sahy (SK).
VI krótki postój i 13. tankowanie wypada na stacji za Zvolen na R1 (SK). Wracamy tą trasą szybkiego ruchu, czyli nieco inaczej niż lecieliśmy do CRO, co by czasu zaoszczędzić.
VII krótki postój i herbatka, znów przy Martin (ta sama stacja co w drodze do CRO). W końcu jest Cadca (SK). Zaczyna się kręta trasa do Skalite. No i wreszcie przekraczamy granicę z Polską.
Znów Zwardoń. Ciemno, zimno (około 2 stopnie), do tego kropi. Robimy VIII króciutki postój i 14. tankowanie w Węgierskiej Górce.
IX krótki postój w Żywcu, postanawiamy szukać zajazdu, co by się ogrzać i pomyśleć czy jechać dalej, czy też spać.

Pierwszy zajazd okazał się słaby. Drugi całkiem spoko. Robimy X dłuuugi postój, jesteśmy gdzieś niedaleko za Żywcem.
Niestety pojawiają się straty w sprzęcie. Otóż to przy okazji stawiania moto na centrala spektakularnie kładę go na prawy bok.
To byłby ogólnie luzik, ale obok był jeb.ny murek z kamieni, no i efekty są - rysy na ladze - odcinek współpracujący z uszczelniaczem. Wiadomo o co chodzi…
Wgnieciony bak przełknąłem bez mrugnięcia okiem, ale to?! Co za gn.j! Jasny ch.j mnie wtedy strzelił! Dałem upust swojej złości stekiem b. soczystych przekleństw!
Po kilkudziesięciu siarczystych wiązankach uspokajam się w końcu. Chłopaki pocieszają jak mogą. Trudno, ku.wa mać, lubię swój motocykl, ale to przecież tylko maszyna.
Połata się siakoś lub kupi nowe części i wymieni. Szkoda tylko, że tak głupio to się stało. I na nic tłumaczenie, że zmęczony, że ciemno i nierówno.
Dupa z rączką ze mnie i tyle. Chorwackie szutry nie pokonały VX'a, a położyłem go ja sam na jakimś zapyziałym parkingu w PL...

W końcu siadamy w ciepłym zajeździe. Zupa, potem kawa, pizza i kolejna kawa ostatecznie poprawiają mi humor.
Najważniejsze, że nie ma strat w ludziach, przecież póki co cali i zdrowi kontynuujemy naszą wyprawę.
Łapiemy na tym postoju trochę oddechu i około 23 próbujemy jechać dalej. Jak ktoś poczuje się słabo ma dawać znać. Na szczęście nie pada.
Po niecałej godzince mamy dość. Jednogłośnie wybieramy na postój pierwszą lepszą stację.
Jest to zaraz za zjazdem na Tychy. Instalujemy motocykle na parkingu i robimy dach z pokrowca. Flinster zostaje w śpiworze.
Jak się potem okazało dogrzewał się wewnętrznie grzdylami zakupionego na kempingu domowego wina. Wink
My z Miśkiem testujemy na stacji herbaty świata. Po jakiejś godzince testów i rozmowie z miłymi Paniami z obsługi spadamy lulu.

Trasa: 758 km, 18h 30m, [link widoczny dla zalogowanych].


DZIEŃ 9 (29.09.2013, niedziela)

Wstajemy około 6h. Hm, jakie ładne te motory, co tak na nich pięknie lśni? Oh, to przecież tylko lód i szron!. No tak, to Polska, uf, wszystko w porządku.
Trudno się zresztą temu dziwić, wskazania termometru oscylują pomiędzy -0,7 a -0,2 stopnia. Ale co by tam nie mówić, tym razem spało się wyjątkowo dobrze i wcale nie było zbyt zimno.
No nic to. Zwijamy bazę i przepychamy (dobre dla rozgrzewki) motocykle pod wejście stacji. Tam znów testy kawy i herbaty. Czekamy, aż przymrozek odpuści i asfalt będzie czysty.
W międzyczasie całkiem długa pogawędka z sympatycznym Panem Policjantem, który na DL-650 przemierzył w tym sezonie Rumunię i Ukrainę. Fajna sprawa!
W końcu odpalamy dryndy co by je rozgrzać przed drogą. Koło 8h ruszamy, początkowo jest fajnie, ale tylko przez chwilę, bo wpadamy w mgłę.
Miejscami jest naprawdę słabo, bo nic nie widać. A większość kierowców nie wie, że w samochodzikach jest coś takiego jak tylne światła do jazdy we mgle. Przy tej okazji dochodzę do wniosku, że w motorkach też by się przydał taki wynalazek.
Jak się zapierd.la to można się zdziwić i kuku sobie zrobić! My tak czy siak jedziemy dość grzecznie, co by się na dzień dobry nie schłodzić za bardzo.
Jeżeli o mnie chodzi to jest gitara, chodź trochę marzną mi dłonie. Resztę załatwiają ciuchy i przeciwdeszczowy kondomik. Chłopaki też narzekają na marznące dłonie.
Podgrzewane manetki? E, nie da rady, one psują przecież wygląd. Wink

Ze względu na zimno co chwila postój, wtedy rękawice od razu na silnik i potem przez chwilę po ruszeniu jest komfortowo.
Robimy dłuższy postój, nie pamiętam już gdzie. Szama - chińskie są niezawodne w takich okolicznościach. Gawędzimy z kierownikiem co podjechał dużym SV.
Generalnie inni ludzie jakość dziwnie na nas patrzą, hm ciekawe czemu? Byli też tacy co troskliwie pytali - nie za zimno na motor? E, tam, nie znają się.

Mgła trochę ustępuje. Lecimy dalej. W końcu Łódź. No i 15. tankowanie za Łodzią, przed samym A1. Tutaj robimy dłuższy postój i do tego szama. Zerujemy zapasy.
Lecimy dalej. Trochę jest tej autostrady nawet. W końcu Toruń. Kolejny postój i 16. tankowanie już za Toruniem. Według navi zostało równo 200 km do mojego domu. Wink
Nie mam już zdrowia, ni siły dłużej prowadzić. Misiek przejmuje stery. Ciśnie aż się kurzy. A było gadanie, że Wujek w Chorwcji zapierd.la!
Jedziemy, jedziemy, jedziemy. Na powrocie droga dłuży się nam nadzwyczajnie i do tego nuda jak ch.j! W końcu jest Pruszcz i zaczyna się obwodowa. Jest i Matarnia. Zjeżdżamy na naszą stację gdzieś koło 19h.
Następują pożegnania, lamenty i ostatnie wyznania wzajemnej miłości do siebie samych i naszych wiernych maszyn.

Chłopaki spadają na Wrzeszcz, ja walę na Gdynię. Najpierw do Marty, a potem po kilku rozgrzewających całusach do garażu.
Tam szczęśliwie cumuję około 19.30h, gdzie zostaję wkrótce przechwycony przez moich rodziców i siostrę.

Trasa: 606 km, 11h 30m, [link widoczny dla zalogowanych].

Stan licznika: garaż, 49 493 km.

No i co teraz będzie? Może Elefantentreffen? Wink


***** PODSUMOWANIE *****

TRASA: 3 975 km

ŚREDNIE SPALANIE: 4,71 l/100km

ZUŻYCIE OLEJU: około 0,65l

ZUŻYCIE OPONY PRZEDNIEJ: było 3 mm bieżnika i jest nadal 3 mm Wink

ZUŻYCIE KLOCKÓW PRZEDNICH: może z 0,5 mm Wink

KOSZT (nie zawiera ubezpieczenia turystycznego, moto assistance, oleju): około 1 370 zł


***** SUBIEKTYWNA FOTORELACJA ******

[link widoczny dla zalogowanych]


***** FILMY *****

Poniżej link do krótkiej kompilacji filmów z całego wyjazdu. Wink

https://youtu.be/8ZUdFeGpsjI

Pozostałe filmy znajdziecie w relacji all-in-one na [link widoczny dla zalogowanych]. Link na górze artykułu. Tematyka wymieniona poniżej. Wink

  • Chorwacja, odcinek między Węgrami, a BiH - fajne zakręty. Wink
  • Bośnia i Hercegowina, Banja Luka - obwodnica miasta i malowniczy zachód Słońca.
  • Bośnia i Hercegowina, droga Banja Luka - Jajce. Poszukiwanie miejsca do spania. Wink
  • Chorwacja - Kanjon Cetine.
  • Górskie, kręte dróżki nieopodal Primošten. Wink
  • B. lekki "teren" - VX'em po szutrowej drodze.
  • Chorwacja, Góry Dynarskie - świetne winkle. Wink
  • Jazda w deszczu gdzieś przed miastem Sisak.
  • Gęsta mgła, rano, gdzieś na południu Polski.

Mam jeszcze tego sporo, ale myślę, że to co tu zapodałem daje jaki taki ogląd jak wyglądała nasza trasa.

Życzę wszystkim miłego oglądania. Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez griba dnia Czw 11:33, 02 Mar 2023, w całości zmieniany 22 razy
Zobacz profil autora
dis




Dołączył: 22 Kwi 2009
Posty: 4411
Przeczytał: 4 tematy

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Golęczewo (pod Poznaniem)

PostWysłany: Pon 15:13, 30 Wrz 2013 Powrót do góry

Tak jakoś cicho było przez ten okres.
Co do wypadu to gratuluję i zastanawiam się czy te trasy jeździsz sam czy z plecaczkiem a jeśli sam to jak to robisz, że jest spokój w domu bo u mnie dłuższe wypady to zawsze narzekanie.

Prawie 450km dziennie to intensywność dość duża tym bardziej że pewnie w niektóre dni robiliście znacznie więcej a w niektóre mniej.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
griba




Dołączył: 30 Maj 2007
Posty: 2619
Przeczytał: 11 tematów

Pomógł: 62 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdynia

PostWysłany: Pon 23:45, 30 Wrz 2013 Powrót do góry

Hej, hej!

dis napisał:
Tak jakoś cicho było przez ten okres.


E, nie miałem dostępu do net'u i widzę, że trochę się postów w tym krótkim czasie pojawiło. Wink

dis napisał:

Co do wypadu to gratuluję i zastanawiam się czy te trasy jeździsz sam czy z plecaczkiem a jeśli sam to jak to robisz, że jest spokój w domu bo u mnie dłuższe wypady to zawsze narzekanie.


Moimi kompanami podczas tej podróży byli Flinster i Misiek. A plecaczka nie zabieram, bo mam trzy kufry i wszystko się tam mieści. Wink

A serio, może to kwestia partnerskich relacji w związku? Zresztą byłem razem z Martą w Chorwacji w sierpniu - tyle, że samochodem i w nieco innych rejonach. Ale to oczywiście nie miało wpływu na to gdzie, kiedy, na ile i z kim pojadę motocyklem.

dis napisał:

Prawie 450km dziennie to intensywność dość duża tym bardziej że pewnie w niektóre dni robiliście znacznie więcej a w niektóre mniej.


Chodziło mi raczej o intensywność doznań (poprawiłem się już) - czyli widoki, jazda, praca maszyny, poznani ludzie itd.

Robiliśmy dziennie od 300 do 900 km. Przy czym trasa górska to zupełnie inne tempo niż tranzyt autostradami, czy drogami ekspresowymi. Ale o tym więcej wkrótce. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
griba




Dołączył: 30 Maj 2007
Posty: 2619
Przeczytał: 11 tematów

Pomógł: 62 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdynia

PostWysłany: Pon 22:09, 07 Paź 2013 Powrót do góry

Ok, popełniłem kolejną grafomańską relację z wypadu VX'em (uzupełniłem co nieco pierwszy post). Może komuś się uda przebrnąć przez całość. Wytrwałym życzę miłej lektury. Wink

W wolnej chwili wrzucę filmy. Na razie brak mi czasu, bo odnajduję się w natłoku pourlopowych spraw. Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez griba dnia Pon 22:10, 07 Paź 2013, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
dis




Dołączył: 22 Kwi 2009
Posty: 4411
Przeczytał: 4 tematy

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Golęczewo (pod Poznaniem)

PostWysłany: Wto 18:40, 08 Paź 2013 Powrót do góry

I przeczytałem całość. Opis dość szczegółowy. Szkoda goleni bo one są dość cenne czytaj trochę kosztują nowe.

Elefantentreffen byłoby fajne, gdyby non stop tam śniegu nie było. Poza tym inne laczki by się przydały - z łańcuchami Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Czarna




Dołączył: 23 Maj 2012
Posty: 226
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań :)

PostWysłany: Śro 16:26, 09 Paź 2013 Powrót do góry

Witaj Griba Smile
Opis zajefajny:-)
Czytając go czułam się tak jak bym tam byłaSmile
Normalnie zazdrość mnie wzięłaSmile
Hahaha:-)
Ja tez tak chcęSmile
Trza ruszyć tyłek i prawko zrobićSmile
P.S.
Normalnie ręce mi zmarzły, gdy czytałam fragment powrotu Smile
P.S.
Pozdrowienia dla Marty Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
griba




Dołączył: 30 Maj 2007
Posty: 2619
Przeczytał: 11 tematów

Pomógł: 62 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdynia

PostWysłany: Czw 20:08, 10 Paź 2013 Powrót do góry

Co do strat to niestety muszą być. Się używa - się zużywa. Szkoda, że tak głupio to się stało. Gdybym na przykład poleciał na szutrach to nie miałbym nawet odrobiny pretensji do siebie.

Nie jest tak źle, nowa laga (sama rura) kosztuje około 800 zł, używka (cały goleń) coś ze 200 zł. Na razie testuję najtańszą opcję, którą jest regeneracja. Zobaczymy jak to wyjdzie.

Na Elefantentreffen można by stare opony przystosować, tak sobie myślę, że kolce trzeba by nabić... tylko co jak śniegu nie będzie? Wink

Tak czy inaczej, miło mi, że relacja się podoba. To i owo w tekście wymaga jeszcze dopracowania, ale brak mi na to czasu. Nie wiem też kiedy obrobię ponad 20GB filmów, które nagrałem. A jest co oglądać... Wink

Martę oczywiście pozdrowię!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez griba dnia Czw 20:27, 10 Paź 2013, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
afrykański miś




Dołączył: 14 Paź 2013
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: gd

PostWysłany: Pon 19:54, 14 Paź 2013 Powrót do góry

Z punktu widzenia mojego:

Dzień 1 - wyjazd. Ku.wa coś zimno, na południu będzie lepiej znaczy cieplej. Jest stacja 6 rano, wszyscy są ogień. Griba mówi dawajcie autosrada trochę czasu zaoszczędzimy ( to pewnie przez to że się spóźnił 15 minut) dzida. Polska szybko mineła, zaczeły się jakieś odpadki gór trochę mgły jesteśmy w Żywcu. Dokąd dziś dojedziemy ?- Nawet ch.j nie wie. Słowacja, śmieszny kraj, jakieś wiochy, cisza spokój nawet ładnie miejscami. Nie ma co tu szukać ciemno się robi piz.da w manete. Po ciemaku mijamy ciekawszą część słowacji i trafiamy na stacje szel gdzie mamy spać. Jest biednie mam jedno piwo a flinston ćwiartke. Jak informuje pan prezes Griba ten zacny widok który mamy za stacją w dole to Budapeszt -jak już ?! a tak. Dobranoc.

Dzień 2 - mokry ranek. 6 stopni w nocy dało rade spać. Opindalamy na szybko budapeszta i robi się 20 stopni suszymy graty jemy pyszny pasztetz pl, rura dalej. Wjeżdżamy w ogryzek Chorwacji aby dostać się do Bośni (wszystko kontroluje na mojej zajebistej mapie z lotosu na której są kraje i stolice Very Happy a reszta jak Ci Griba dorysuje ) Bośnia jest trochę jak polska albo jak Rosja albo jak to i to - strach się bać. Spindalamy górskie drogi po ciemku 30/40 km/h w porywach 80. Zgodnie stwierdzamy że dalej nie ma sensu, kima na stacji pod dryndami.

Dzień 3- ładnie tu. 4 stopnie (myć się nie trzeba) poranny wf pompki na ławce i herbata. Widać góry. Ruszamy, miejscami się podniecamy. Cieszy nas widok starych aut których jest tu sporo. Po paru godzinach jazdy po górach 25 stopni dupa płynie, trzeba sie rozebrać - w końcu !. Po południu wpadamy na kemping, jest zajebisty, ludzie zajebiste, woda zajebista i piwo najzajebiste. Stawiamy namioty, obok maszyn i dzida do wody czy odwrotnie. Wieczorem przyjeżdża pare kamperów, w sumie sami pozytywni ludzie.

Dzien 4 - dupo wybacz. Wyspałem się, a co gorsza dałem się namówić na jeżdżenie po okolicy. Omiś -dobre miasteczko plaża, widoczki samoloty koło głowy latają, dupeczki się opalają. Wszystko pieknie ładnie ale ile można jeździć panie Griba ?!. Powrót na kemping w nagrode kufer zimnego piwa. I tak w sumie reszte dnia morze piwo, może i piwo. W nocy w granichach 16 stopni lux.

Dzień 5-nie jeżdżący- miał być. Żeby było sprawiedliwie pojedziemy ale blisko. Primosztej plaża, trochę spaceru po ,,starówce ?'' Troche szutrami pojechali z flinstonem do sklepu po piwo, nawet da się jechać jutro to zbadamy za dnia bo i Griba ma smaka. Wieczór standard słona woda/ zimne piwo. A i wino odkryliśmy u właścicieli za 3 euro litr, kopało a bólu głowy nie zostawiało- nie ma problema.

Dzień 6- synchro- jest idealnie. Jedziemy na szutry ? Jedziemy. Fajna sprawa - ale nikt się nie wyjeba..ł. Wieczór jak dwa poprzednie może trochę delikatniejszy bo toć jutro trzeba wracać w stronę domu gdzie czeka mandat i praca której nie ominiesz szutrami...

Dzień 7 -burdel- rano się kręcimy, troche zwijamy, trochę marudzimy. Ruszamy powoli na północ, pogoda się pi.erdoli jakiś deszcz sra z nieba. Zrobiliśmy nie całe 400 Km i padliśmy na parkingu pod Kałflandem - lepiej spać na stacjach benzynowych.

Dzien 8-Jeleń ? sarna ? kuwa łoś ?. 5 rano dochodzimy do wniosku, że nie ma co tu pindolić trzeba jechać. i tak cały dzień, całe 14 godzin, motóry nie robią problemów asz nudno do momentu ,,Restauracji Wyjebany VX'' gdzieś na południu naszego kraju. Griba zalicza pecha. Jemy zupę grzejemy łapy i jedziemy powoli dalej ale nia za daleko. Jakiś duży zwierz stoi przy drodze aż się ciepło zrobiło- decyzja idziemy spać na pierwszej lepszej stacji. Lotos koło Katowic całkiem dobrze trafiliśmy. Sympatyczne Panie z obsługi, Griba nawiązuje dialog odnośnie naszej wyprawy, temperatura spada do 0, Flinston smakuje wino pod śpiworem na parkingu a ja podniecam się ciepłą wodą w kiblu. Spać.

Dzień 9 - ostateczny. Rano w sumie mgła, więcej nie widać bo jest mgła, pół dnia. Dzida, piz..da ogień dupa boli ale dziś nie ma nic do gadania. Zmieniam Gribe na prowadzeniu (w końcu tu chyba źle nie skręce) i dopindalamy do Gd. ta sama stacja, buzi buzi. W domu przed dobranocką. Kwas.

Tydzień minął, zapas wina z chorwacji się skończył. Jest chu.owo jest Problema.
pozdro misiek


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez afrykański miś dnia Pon 20:48, 14 Paź 2013, w całości zmieniany 5 razy
Zobacz profil autora
Marta




Dołączył: 05 Maj 2013
Posty: 106
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdynia

PostWysłany: Wto 0:17, 15 Paź 2013 Powrót do góry

Hej Misiek,

Spoko relacja, fajnie się czyta.
Jakby co to u nas jeszcze trochę wina z Chorwacji jest jakbyś miał ochotę Very Happy

Pozdrav
Marta


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
dis




Dołączył: 22 Kwi 2009
Posty: 4411
Przeczytał: 4 tematy

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Golęczewo (pod Poznaniem)

PostWysłany: Wto 9:15, 15 Paź 2013 Powrót do góry

Jadąc na południe z wami to trzeba by mieć chyba przyczepkę dodatkową na wina i napoje "rozweselające" Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
griba




Dołączył: 30 Maj 2007
Posty: 2619
Przeczytał: 11 tematów

Pomógł: 62 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdynia

PostWysłany: Wto 10:21, 15 Paź 2013 Powrót do góry

dis napisał:
Jadąc na południe z wami to trzeba by mieć chyba przyczepkę dodatkową na wina i napoje "rozweselające" Very Happy


Eee, wcale nie, przyczepka niepotrzebna. My dużo potrafimy na raz przemycić w sobie. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
griba




Dołączył: 30 Maj 2007
Posty: 2619
Przeczytał: 11 tematów

Pomógł: 62 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdynia

PostWysłany: Wto 16:51, 15 Paź 2013 Powrót do góry

Misiek, zajefajna relacja - opis naszej wyprawy w pigułce! Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
flinster




Dołączył: 30 Kwi 2011
Posty: 63
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Śro 19:25, 16 Paź 2013 Powrót do góry

Dobry !

dla osób bardziej wnikliwych i napalonych na takową wyprawę opiszę jak według mnie jezdzi się po tychżę krainach.

POLSKA ? super !

SŁOWACJA ? nuda

-drogi stare, troche dziurawe i nie równe [po polsce to najgorsze na jakich jechałem] - pomijając autostrady i drogi szybkiego ruchu które są bez zarzutu .
- krajobraz górzysty, podobny jak w polskich górach, lecz duużo mniej zabudowań,
dużo niezagospodarowanego terenu, gdzieniegdzie jakieś śmieci, grafiti, i inne takie
lecz wydaje mnie sie troche byc czysciej.
-MANDATY - podobno duże problemy są z przekraczaniem prędkości i mandatami za to (50 euro to wkońcu prawie 20 litrów pysznego chorwackiego wina), policja gdzieniegdzie stoi (nawet w nocy). ale mimo to niedowartościowanych gamoniów tam nie brakuje którzy na zakręcie cie wyprzedzają czy na 60-tce jadą dosłownie 160 km/h. trzeba patrzec często w lusterka.
czasem może korzystniej czasowo i pienieżnie wyjsc jechac na około autostradą, niż co parenaście kilometrow zwalniac do 50 bo jakas miescina, a wyłapac mandat w tych miejscach latwo.
- drogo ! paliwo ok.1,6 euro czyli drożej niz w niemczech

ogólnie dupy nie urywa. może warto by sie przejechac na weekend zobaczyc ale tylko w góry w poszukiwaniu dobrych winkli.

WĘGRY? może byc

zaczyna pachniec cieplym klimatem, troche inni ludzie, domy, krajobrazy.
gdzieniegdzie rosnie w ogrodku papryka czy pomidory.
ale to też zalezy gdzie
bocznymi drogami jedzie sie wolno - dużo mieścin z ograniczeniami do 30km/h
autostrady płatne ale za to nowe i zadbane; przyjazne parkingi z kiblami, lawkami, stołami.
trzeba uwazac na cyganów-podobno kradną na potęge

-krajobrazy jak u nas; lasy, pola kukurydzy , jeziora. szału nie ma.
-drogi w miarę równe
-ceny wydają sie byc korzystne
-ludzie w mniejszych wiochach żyją dosyc biednie, gdzieniegdzie syf, rudera, pijaczek,kundel.
a w Budapeszcie dużo żebraków, bezdomnych, aut,ludzi i kolein. jak to w dużym mieście przystało.
droga od granicy ze słowacją do Budapesztu fajna, szybka, równa, ciekawe widoki - coś sie dzieje.
wzdłuż balatonu droga wolna i nieciekawa , jedzie sie mieścinami a jezioro widac tylko chwilami.
pod balatonem jechało sie beznadziejnie. droga z Budapesztu w kierunku Pecs a potem na graniczne miasteczko Donji miholjac dużo ciekawsza.

Górna Chorwacja? może byc

troche cieplej, inne domy, ludzie, znaki, sklepy. zaczyna się robic fajniej ale nadal zalatuje węgrami a chwilami nawet polską .

Bośnia? jazz

nizina (slawonski brod - banja luka)
kraj bardzo biedny, dużo stacji benzynowych, sklepików, ruin, i duuużo niezagospodarowyach zachaszczonych przestrzeni. odziwo drogi dośyc rowne, no ale przez ograniczenia jedzie sie dosyc wolno. bardzo dużo starych aut - mercedesy dostawcze i osobowe, golf I i II, i wszystko inne- auta stare ale bez rdzy, w miare wydawaloby się zadbane.

GÓRY (banja luka- jajce - bosanski petrovac - bosansko grahowo)

REWELACJA. tutaj zaczyna się jazda. praktycznie cały odcinek idzie przez góry, widoki godne, drogi równiutkie, winke rewelacyjne - dużo serpentyn, czasem jadąc 30 km/h kolana ściskały bak ze strachu jakby chciałby go zmiażdzyc. człowiek tam uczy się dopiero jazdy, poznaje swoje i motocykla mozliwości.
najlepszy odcinek według mnie był gdzies pomiedzy bosansko petrovac a bosansko grahovo .

polecam do jazdy tylko w dzień i nie w deszczu.
taką trase po górach mimo że ma dosyc mało kilometrow jedzie się pół dnia. ale warto !!!

Chorwacja? ogień

chorwacja niżej i bliżej morza wygląda dużo przyjazniej. dużo gór z winklami podobnymi do bośni
suche, piaszczyste i kamieniste przestrzenie, sady winorośli (prawie przed każdym stoi wór winogron z napisem na sprzedaż.
ludzie uśmiechnięci, nie śpieszą się, pomocni, zaciekawieni.
troche jezior, rzek. no i te morze z błekitną wodą i egzotycznymi stworami.

klimat całkowicie inny niż w bośni czy górnej chorwacji. jest bardzo ciepło , nawet w nocy, woda w morzu idealna.

wino domowej roboty wyśmienite, w dodatku nie boli po nim głowa i nie psuje sie jak te sklepowe.
piwo dosyc dobre nawet te w litrowych plastikowych butelkach.
ceny według mnie niskie, za podstawowe rzeczy w spożywczaku płaci sie prawie tyle co polsce chwilami nawet taniej więc nie warto brac wielkich zapasow.

więcej mi sie nie chce.

piszę z pamięci i tylko tak jak mi się wydaje byc więc MOGŁEM SIĘ POMYLIC !

w każdym razie polecam każdemu wycieczkę nad adriatyk i w bośniackie góry - całkowicie
nowe przeżycia i widoki których jak bardzo by się nie chciało to siedząc w polsce sie nie uświadczy

Dzięki wielkie mym kompanom za zajebistą wycieczkę i czekam na następną !!!

a tym co sie zastanawiają nad zakupem nowej kanapy do salonu, radzę schowac kasę
w skarpetę i zapisac sie na nastepny sezon na wyjazd u kierownika Griby.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Marta




Dołączył: 05 Maj 2013
Posty: 106
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdynia

PostWysłany: Śro 21:54, 16 Paź 2013 Powrót do góry

flinster napisał:

a tym co sie zastanawiają nad zakupem nowej kanapy do salonu, radzę schowac kasę
w skarpetę i zapisac sie na nastepny sezon na wyjazd u kierownika Griby.


Flinster może być problema bo kierownik Griba musi zbierać na nową kanapę do salonu
Laughing

Super relacja!

Pozdrav
Marta


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
griba




Dołączył: 30 Maj 2007
Posty: 2619
Przeczytał: 11 tematów

Pomógł: 62 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdynia

PostWysłany: Śro 22:17, 16 Paź 2013 Powrót do góry

Joł, relacja jest bomba!

Fajne ciekawostki - teraz widzę, że nie zwróciłem uwagi na szereg spraw - chyba podczas jazdy za dużo czasu spędzałem z nosem w nawigacji. Wink

Marta napisał:


Flinster może być problema bo kierownik Griba musi zbierać na nową kanapę do salonu
Laughing



Jakoś to będzie, wezmę nadgodziny i dam radę! Razz


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
 
 
Regulamin